angst/fluff/smut
"Nie będę z tobą dyskutować" to były ostatnie słowa, które powiedziałaś do telefonu, po czym rozłączyłaś się nie czekając na odpowiedź. Uważałaś siebie za wyrozumiałą dziewczynę, cierpliwą i naprawdę wiele byłaś w stanie zaakceptować, ale wszystko miało swoje granice. Rzuciłaś telefon na sofę i nawet nie patrzyłaś na wyświetlacz, gdy dzwonił jeszcze trzy razy. Miałaś to całkowicie gdzieś. Założyłaś bluzę, bo o tej porze robiło się już chłodno, zarzuciłaś kaptur na głowę i wyszłaś z mieszkania. Wieczorna pora w środku tygodnia gwarantowała spokój, nie minęłaś nikogo z sąsiadów na klatce schodowej. Spokój i spacer to było to, co w tej chwili wydawało ci się tym, czego potrzebowałaś. Luźny kosmyk włosów założyłaś za ucho, nie przejmowałaś się cichymi pomrukami zbliżającej się burzy, po prostu szłaś przed siebie.
Nie liczyłaś upływającego czasu, nie było cię 15 minut, a może dwie godziny, ale to nie miało znaczenia. Deszcz rozpadał się na dobre, gdy weszłaś na klatkę schodową. Szłaś powoli po schodach i zatrzymałaś się w połowie drogi. Nie spodziewałaś się takiego widoku. Pukał w drzwi, opierając się o nie plecami, z głową opuszczoną wpatrywał się we własne buty. Miał na sobie skórzaną kurtkę, tę którą tak lubiłaś, i dżinsy. Jego czerwone włosy, za sprawą deszczu nie układały się w standardową "nastroszoną" fryzurę. Też byłaś przemoknięta.
– Co tutaj robisz?
Weszłaś na piętro powoli podchodząc do niego.
– Jesteś cała mokra – odezwał się, ale jego słowa nie odnosiły się do zadanego przez ciebie pytania.
– Czego chcesz?
– Pozwól mi wytłumaczyć. Porozmawiajmy.
Odsunął się od drzwi pozwalając ci wsunąć klucz w zamek i otworzyć je. Zatrzymałaś się w progu, odwracając w jego stronę. Miałaś ochotę wysłać go w cholerę i zatrzasnąć drzwi przed jego nosem. Takie sytuacje czasem cię przerastały, ale pokazywały też, że nie masz serca, by kogoś karać tak mocno.
– Wejdź.
Dziwny chłód i dziwne napięcie panowało między wami. Przypominało to pogodę na zewnątrz. Chłodny deszcz i burzowe zamieszanie – grzmoty i błyski.
– Posłuchaj, to nie miało tak wyglądać.
– Nafla, daj spokój.
Zawsze, kiedy używałaś jego scenicznego imienia, a w dodatku w tym tonie, nie wróżyło to nic dobrego. Było jasne, że sytuacja była dla ciebie poważniejsza, niż zwykle.
– Skarbie, proszę...
– Ale o co ty mnie prosisz? Widziałam, co tam się działo. Wiem, że dobrze się bawicie z kumplami i wam tego nie bronię. Nie mam nic do alkoholu, do papierosów, do marihuany, nawet nie czepiam się o wizyty w nocnych klubach. Nie robię dram o zdjęcia z fanami, fankami i w ogóle z dziewczynami, bo to część waszego, twojego życia, ale proszę cię, chyba posadzenie sobie na kolanach półnagiej laski, która wsuwa ci rękę pod koszulkę, a później przecudnie językiem przesuwa po twoich ustach to jednak – chrząknęłaś – trochę za wiele.
Zdjęłaś mokrą bluzę i rzuciłaś na wieszak, a gestem dłoni powstrzymałaś chłopaka zanim zaczął mówić. Jeszcze nie skończyłaś, a skoro sam zaczął to teraz miał słuchać tego, co masz do powiedzenia.
– Zaufałam Ci. Otrzymałeś więcej zaufania niż ktokolwiek w moim życiu. Zanim wyszedłeś powiedziałeś, żebym się nie martwiła, że mnie kochasz, że jeśli będę chciała to mogę dołączyć do was. A później, co widzę na miejscu? Co zobaczyłam? To zabolało. Cholernie zabolało!
Gdyby tylko wiedział, jak wtedy pękło ci serce. Gdyby wiedział, jak bardzo chciałaś, by to się nie wydarzyło. Chciałaś, by cię przytulił, by wszystko było dobrze. Ale zawsze byłaś twarda, taką grałaś.
– Kochanie, przekroczyłem granicę, wiem dużo poza limit. Za dużo alkoholu i zioła... Ja nic nie robiłem! Nie dotykałem jej, nie byłem w stanie. Owen natychmiast ją spławił, ale ciebie już nie było.
– Widocznie weszłam w złym momencie. Pytanie, ile w twoim życiu takich ekscytujących momentów było i jest? Nie wiem, czy chcę dalej to kontynuować, czy w ogóle chcę tę rozmowę prowadzić.
Opadłaś na sofę bez sił. Chciałaś w tej chwili być sama. Czułaś, jak łzy napływają ci do oczu.
– Nie proszę o wybaczenie. Zjebałem po całości, ale kocham cię. Kocham cię ponad życie.
– Zjebałeś i rozjebałeś. – Otarłaś łzę spływającą po policzku. – Powinieneś już iść.
Wstałaś i bez słowa zniknęłaś za drzwiami łazienki. Pozbyłaś się mokrych ubrań, odkręciłaś wodę i weszłaś pod ciepły strumień. Uwolniłaś emocje, pozwoliłaś by popłynęły łzy.
Wróciłaś do pokoju. Nie wyszedł, ciągle tutaj był. Stał przy oknie, na parapecie leżała paczka papierosów, a on palił już kolejnego. Tak reagował na stres, doskonale o tym wiedziałaś.
– Ciągle tutaj jesteś... – powiedziałaś cicho podchodząc do niego bliżej.
Zgasił papierosa i odwrócił się w twoją stronę. Stałaś przed nim jedynie w ręczniku, patrzyłaś na niego smutnymi oczami, ale w twoim spojrzeniu było też wiele miłości. Wyglądał, jak zbity szczeniak.
– Uderz mnie, zwyzywaj, każ mi spierdalać, wywal za drzwi na kopach, ale powiedz, że mnie kochasz, błagam.
Nie powiedziałaś nic, pocałowałaś go.
– Pierwszy i ostatni raz – wyszeptałaś.
– Obiecuję, składam przysięgę. Jeśli schrzanię cokolwiek, będziesz mogła mnie zniszczyć, usunąć ze swojego życia.
– Zamknij się – powiedziałaś między pocałunkami. Wsunęłaś dłonie pod jego koszulkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz